Poranek w dzień wolny od pracy zarobkowej działa na mnie niezwykle motywująco. Okazuje się, że nagle na wszystko jest czas. Na niespieszne wypicie kawy i zrobienie pożywnego śniadania. Na nastawienie prania i umycie naczyń zalegających w zlewie. Koci żwirek niemal sam się wymienia i ani się obejrzę, a kwiatki są już podlane. Magia. Wypełniona poczuciem dobrze spełnionego obowiązku z niemałą przyjemnością zasiadam przed klawiaturę, pozbawiona tej odurzającej chęci odmóżdżenia się i wykasowania wszystkich ludzkich problemów, o jakich usłyszałam w pracy. Dzień wolny, nieważne jak pochmurny, deszczowy, zimny czy ponury, napawa mnie optymizmem. Do...
Bardzo dawno temu, kiedy byłam początkującą fantastką nałogowo odwiedzającą bibliotekę, bo rzadko mogłam sobie pozwolić na kupno książek, z masochistyczną niemal przyjemnością odwiedzałam jedną z kieleckich księgarni. Z internetem różnie wtedy bywało, więc stanowiło to dla mnie najpewniejszy sposób sprawdzenia jakie to nowości pojawiły się na rynku i czego ewentualnie można szukać po wypożyczalniach (lub truć panie bibliotekarki). Pewnego, bliżej nieokreślonego dnia, w owej księgarni przy półce z jedynym słusznym interesującym mnie gatunkiem, znalazła się skrzyneczka z gazetami za złotówkę. Zgromadzone w niej numery były stare, by nie rzec wi...