Bardzo dawno temu, kiedy byłam początkującą fantastką nałogowo odwiedzającą bibliotekę, bo rzadko mogłam sobie pozwolić na kupno książek, z masochistyczną niemal przyjemnością odwiedzałam jedną z kieleckich księgarni. Z internetem różnie wtedy bywało, więc stanowiło to dla mnie najpewniejszy sposób sprawdzenia jakie to nowości pojawiły się na rynku i czego ewentualnie można szukać po wypożyczalniach (lub truć panie bibliotekarki). Pewnego, bliżej nieokreślonego dnia, w owej księgarni przy półce z jedynym słusznym interesującym mnie gatunkiem, znalazła się skrzyneczka z gazetami za złotówkę. Zgromadzone w niej numery były stare, by nie rzec wiekowe w pojęciu mojej wówczas smarkatej duszy, ale stanowiły nie lada skarb. Gdy grzebałam w skrzynce, nie mogąc się zdecydować, co zabrać ze sobą do domu, oczy świeciły mi się ze szczęścia, a ręce drżały z podniecenia. Dziś pewnie podeszłabym do sprawy bardziej rzeczowo, ale wówczas, gdy marzenia o własnym grafomańskim sukcesie i wysokie mniemanie o własnym talencie przesłaniało mi oczy, te stare numery
Nowej Fantastyki
stanowiły dla mnie kopalnie inspiracji i szkołę "starych mistrzów", jak bezrefleksyjnie określałam tam piszących. Na bogów, jaka ja kiedyś durna byłam.
To już wiek średni, choć nie wygląda
[]()
W tym roku
Nowa Fantastyka
kończy 35 lat. Jak na magazyn fantastyczny wydawany w Polsce, jest to wręcz matuzalemowy wiek i niesamowite osiągnięcie, szczególnie w tak skomputeryzowanych czasach. Okładka jubileuszowego numeru przypomina mi właśnie te stare Fantastyki, które wygrzebywałam z owej skrzyneczki, a także dzieła tak znakomitych twórców jak Frank Frazetta czy Ralph Bakshi, choć obaj zajmowali się dwiema odmiennymi dziedzinami. Wewnątrz wita nas nowy papier, a także wstępniaki wszystkich redaktorów naczelnych
Nowej Fantastyki
(jeszcze z czasów, kiedy była tylko Fantastyką) przygotowane z okazji różnych jubileuszy magazynu, stanowiące nie tyle przegląd przez epoki, ale i przez zmian jakie zachodziły na przestrzeni lat. Ale żeby nie pozostać w oparach sentymentalnej przeszłości, kolejny tekst opowiada nam o eksperymencie, w wyniku którego dwie sztuczne inteligencje wytworzyły coś na kształt własnego, niepojętego dla nas języka.
Wbrew zaleceniom autora, tekst o Harlanie Ellisonie pióra Krzysztofa Sokołowskiego, przeczytałam przed lekturą opowiadań tegoż autora. I, mimo licznych spoilerów, uważam iż dobrze zrobiłam. Zrozumienie jego twórczości, tekstów wyrwanych z kontekstu mogłoby okazać się problematyczne. A tak z lubościom odnajdowałam wskazane przez pana Sokołowskiego elementy, próbując wdać się w wewnętrzną polemikę. Z dużą dozą przyjemności zagłębiałam się w wywiad z Robin Hobb - autorką książek m. in. o Bastardzie Rycerskim. Wyłonił się z niego obraz niezwykle ciepłej kobiety, której dojrzałość i zrozumienie mocno wpływają na jej twórczość, nadając jej tego nietuzinkowego wydźwięku. W jednym z poprzednich numerów
Nowej Fantastyki
spodobał mi się tekst o kosmicznej kuchni. W tym Marek Starosta poszedł o krok dalej i podążył tam, gdzie nie dotarł jeszcze żaden człowiek, prezentując potrawy i napoje, jakie przewinęły się przez uniwersum Star Treka. Wisienką na torcie był przepis na jeden z największych klingońskich przysmaków. Palce lizać.
Pałając dużą sympatią do wszelkich jedzeniowych niezwykłości, takie teksty jak ten cieszą mnie niezmiernie.
Dział z polską prozą rozpoczyna opowiadanie Jakuba Nowaka "Ballada o memie i jego zabójcy". Jest to tekst na wskroś przesiąknięty współczesnością, jej internetowym slangiem i wskazujący pewną drogę ewolucji zjawiska memów. Mimo że doceniam koncepcję, pomysłowość, niesamowicie plastyczny styl autora, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że sama ta historia była dla mnie nieco zbyt wytrawna. Zupełnie inaczej wygląda sprawa z tekstem "Chwała" Przemysława Zańko. Autor ten stworzył steampunkową wersję mitu trojańskiego, skupiając się na tej mało wdzięcznej stronie wojny. Przeniesienie nazw postaci czy bestii do technologicznego żargonu określającego maszyny zagłady, oczywiście odpowiednio nacechowane, brzmiało w moich uszach niczym najlepsza muzyka. Do tego cudnie opisane relacje bohaterów i przejmujący finał spowodował, że "Chwała" stało się jednym z moich ulubionych opowiadań. Kolejnym wartym uwagi tekstem jest "Wymiana kulturowa" Sylwii Finklińskiej. Początek ma dość lekki, by nie rzec dowcipny (odczucie to może być wynikiem dość niespodziewanego zetknięcia się autorki niniejszej recenzji z gwarą śląską), ale stopniowo uderza w coraz poważniejsze tony, prowadząc do niezwykle niepokojącej konkluzji, choć podanej w dość lekki sposób. Miło też było poczytać o rasie obcych, która nie była aż tak antropomorficzna jak można by się spodziewać.
Dział prozy zagranicznej został w pełni poświęcony niepokojącym tekstom Harlana Ellisona, w których szerzy się osąd nad człowiekiem i jego degeneracją, wypunktowaniem wad bez pozostawienia nadziei. I tu muszę przyznać, zarówno przez "Złudzenia dla smokobójcy", jaki "Śliczną Maggie Dolarooką" było mi ciężko przebrnąć właśnie ze względu na ich niesamowicie pesymistyczny wydźwięki i pokazanie ludzi z najgorszej możliwej strony. W "Odrzuconych" wcale nie było lepiej, ale znając poprzednie dwa teksty byłam jakoby przygotowana na najgorszą, czy też najbardziej realną z twórczych opcji. Trudno nie docenić celnego wypunktowania ludzkiej małostkowości, chciwości, zawiści i całego innego zestawu cech, mniej lub bardziej wykorzystywanych przez twórców innych gatunków literackich. Kiedy czytam coś takiego trudno mi pogodzić się z krzywdzącą opinią na temat nierealności czy wręcz bajkowości fantastyki, ponieważ pomimo nieco niezwykłych realiów, opowiadania Ellisona były dla mnie wręcz boleśnie prawdziwe.
Czasami naprawdę mi szkoda, że w numerze nie ma więcej takich grafik.
Niezwykle zajmujący był dla mnie zapis rozmowy jaka miała miejsce w trakcie trwania Gostkonu 2016. Zakładam też, że niejednego członka fandomu poruszała kwestia polskich superbohaterów. Sam w sobie tekst jest nie tylko kopalnią wiedzy, ale i interesujących wniosków, nad którymi warto się zastanowić, szczególnie w kontekście kolejnej blockbusterskiej premiery. A potem Mróz zrobiła sobie krzywdę i zaczęła czytać recenzje, czego konkluzją było stwierdzenie, że teksty, które tworzy raczej recenzjami nie są, ale to już temat na inną chwilę. Kolejne strony to trzy świetne felietony, przy czym sama najbardziej nie mogłam się doczekać na zapowiadaną już wcześniej serię Wojciecha Chmielarza, dotyczącą tworzenia fantastycznych kryminałów. Wspominałam już kiedyś, że nim przepadałam w fandomowej rzeczywistości, zaczytywałam się w różnego rodzaju powieściach detektywistycznych? Taaaak, pewnie już setki razy. W każdym razie część pierwsza tego cyklu - Modus operandi - sprawiła, że czytałabym to nieprzerwanie i po setkach stron wciąż nie miałabym dosyć.
I tak niemal niepostrzeżenie dobrnęliśmy do końca, choć z mojej perspektywy trwało to nieco dłużej. Nie trudno zauważyć, że w najnowszym numerze
Nowej Fantastyki
zdecydowanie bardziej przypadła mi do gustu część publicystyczna, choć i o opowiadaniach nie dam złego słowa powiedzieć. Przyznam się też po cichu, że chciałabym, żeby takie nawiązujące do starych okładki pojawiały się nieco częściej. Zdaję sobie sprawę, iż jest to myślenie bardzo życzeniowe, bo przeciętny nastolatek prędzej sięgnie po magazyn, na którym widnieje grafika kojarząca się z grą czy filmem, niż z nawet najlepszą pracą Frazetty czy Royo, ale może chociaż raz na kwartał? Ze swojej strony chciałam życzyć redakcji wszystkiego najlepszego, zacnych autorów i coraz większej liczby czytelników, a przede wszystkim kolejnej trzydziestki piątki na papierowym karku. Odwalacie kawał dobrej roboty nawet jeśli rzadko to słyszycie.