Poranek w dzień wolny od pracy zarobkowej działa na mnie niezwykle motywująco. Okazuje się, że nagle na wszystko jest czas. Na niespieszne wypicie kawy i zrobienie pożywnego śniadania. Na nastawienie prania i umycie naczyń zalegających w zlewie. Koci żwirek niemal sam się wymienia i ani się obejrzę, a kwiatki są już podlane. Magia. Wypełniona poczuciem dobrze spełnionego obowiązku z niemałą przyjemnością zasiadam przed klawiaturę, pozbawiona tej odurzającej chęci odmóżdżenia się i wykasowania wszystkich ludzkich problemów, o jakich usłyszałam w pracy. Dzień wolny, nieważne jak pochmurny, deszczowy, zimny czy ponury, napawa mnie optymizmem. Do...
Bardzo dawno temu, kiedy byłam początkującą fantastką nałogowo odwiedzającą bibliotekę, bo rzadko mogłam sobie pozwolić na kupno książek, z masochistyczną niemal przyjemnością odwiedzałam jedną z kieleckich księgarni. Z internetem różnie wtedy bywało, więc stanowiło to dla mnie najpewniejszy sposób sprawdzenia jakie to nowości pojawiły się na rynku i czego ewentualnie można szukać po wypożyczalniach (lub truć panie bibliotekarki). Pewnego, bliżej nieokreślonego dnia, w owej księgarni przy półce z jedynym słusznym interesującym mnie gatunkiem, znalazła się skrzyneczka z gazetami za złotówkę. Zgromadzone w niej numery były stare, by nie rzec wi...
Powiem Wam, że recenzencko tytuły układają się w niepokojący sposób. Muszę przyznać, że ostatnimi czasy czytam jak opętana, co ciekawsze książki połykając nawet w dwa dni. Gorzej z pisaniem. W kolejce na zaopiniowanie czekają już co najmniej trzy pozycje, a kolejnych "must review" zwyczajnie nie ruszam, ponieważ wrażenie zwyczajnie mi się pomieszają. Ma to też swoją niewątpliwą zaletę, gdyż w końcu udało mi się przeczytać jakieś tytuły tak bardziej dla czystej frajdy. Nie powiem, przyjemna odmiana, jednakowoż trzeba by się w końcu wziąć co jakiejś konkretnej roboty. Tym samym dziś na tapetę wędruje drugi numer magazynu Fantom. Nie piszę "na...
Wakacje nieubłaganie zbliżają się ku końcowi, studenci z niepokojem przeglądają notatki w obawie przed nadchodzącą kampanią wrześniową, a Nocny Król powołuje do życia smoka. Jakby na to nie patrzeć, wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że nieubłaganie coś się zmienia. Pierwszy września to taki mały Nowy Rok, kiedy to ucząca się barć postanawia sobie różne rzeczy. O dziwo całe lata uczenia się wywołały u mnie podobny nawyk i, chcąc nie chcąc, układam sobie w głowie małe plany zmian. Jednak za nim o nich, zatrzymajmy jeszcze na trochę wspomnienia lata. A cóż może być bardziej wakacyjnego od spędzania tego czasu "nad wodą wielką i czystą"...
Konwent, konwent i po konwencie. I, jakby nie patrzeć, trzeba dość szybko wrócić do zwykłej rzeczywistości, spróbować ogarnąć się życiowo i dalej tak pięknie działać jak w zeszłym miesiącu. Nieco utrudnia to brak wolnego, ale czego się dla swojego kochanego bloga nie robi. Tym bardziej, że są rzeczy, które napisać trzeba. Haniebnie odkryłam, że mimo posiadania i chwalenia się ósmym już numerem
Smokopolitan
, jego recenzja zaginęła gdzieś w mrokach dziejów. A tak się zwyczajnie nie godzi. Dziewiąty numer za raz wyskoczy do kupienia, jeszcze trochę a wrześniowa NF się pojawi, a Fantom wciąż grzecznie czeka na swoją kolej, więc znów zagęści...