Uczniowie od kilku dni cieszą się już wakacjami. Wkrótce też dołączą do nich studenci podzieleni na dwie mniej lub bardziej radosne grupy, w zależności od konieczności przeprowadzenia wrześniowych powtórek. Jednak w lipcu nikt nie będzie się tym przejmował. W lipcu można na chwilę o tym zapomnieć. Niestety nie każdy może sobie na to pozwolić. Niektórzy zamiast dwóch miesięcy byczenia mogą sobie pozwolić jedynie na dwa tygodnie a i to nie zawsze. Nie mniej jednak, jeśli marzy Wam się chwila wytchnienia, polecam najnowszy numer Nowej Fantastyki, w którym redaktorzy przygotowali dla swoich czytelników wyjątkowo "ciepłe" teksty. I niech Was nie martwi, że nadchodzące lato stanie się kolejnym "sezonem ogórkowym", bo oj będzie się działo, będzie. Przynajmniej u mnie.
Zdjęcia robione o 21 to nie jest to, co tygryski lubią najbardziej, ale jak terminy gonią to trzeba improwizować.
[]()
Na dobry początek wita nas wstępniak redaktora Zwierzchowskiego na powitanie konkurencji, jaką ma być dla NF pojawiający się od maja Fantom. I trudno odmówić mu racji w stwierdzeni, iż lepiej być najlepszym niż jedynym. Raz, że brzmi to zdecydowanie lepiej, dwa może okazać się łatwiejsze (bądź trudniejsze, w zależności od poziomu jaki narzuci Fantom) do zrealizowania. Nie mniej jednak obu czasopismom życzę masy czytelników, a sobie umiejętnego gospodarowania miejscem na półkach. Dalej Mateusz Wielgosz przedstawia nam postapokaliptyczną wizję świata, którego średnia globalna temperatura spadła o pół stopnia Celsjusza. I nie jest to wcale śmieszne. Kolejny tekst, z okazji nadchodzącej premiery filmu Luca Bessona, wprowadza czytelników w historię "Valeriana" - komiksu, który wpłyną na całą dzisiejszą SF. Dla mnie była to nie lada gratka, gdyż do kina na ową produkcję się wybieram, a dobrze wiedzieć, od czego to wszystko się zaczęło. I może wygospodaruje się czas na nadrobienie kilku komiksów? Z kolei Andrzej Kaczmarczyk przygotował dla czytelników przegląd książek i filmów, które zostały zainspirowane przez tak popularne na świecie teorie spiskowe. Warto sięgnąć, chociażby po to, żeby poczytać, czego to ludzie nie wymyślą, kiedy pozostawia się im miejsce na domysły.
Z kolei Jerzy Rzymowski przeprowadza wywiad z autorką cyklu "Czas żniw" - Samthą Shannon - w którym rozmawiają o tym, co tak bardzo pociągającego jest w dystopijnych wizjach przyszłości. Kilka stron dalej poczytamy o nieznośnej tendencji Netflixa do kasowania dobrych, czy niemal wybitnych seriali na przykładzie "Sense8". Przyznam się, że tej produkcji nie widziałam, i pewnie nie nadrobię, widząc ile czasu ostatnio poświęcam na cykle tego typu, ale z tego co pisze JeRzy, jest to pozycja godna uwagi. Niestety przez jeden tekst nie byłam w stanie przebrnąć do końca. Chodzi mi o "W kosmosie nikt nie usłyszy twojego krzyku"
Macieja Bachorskiego (podanie jako autora Marcina Waincetela jest błędem w druku).
Zrzucam to jednak na karb tematyki kosmicznych horrorów, która zwyczajnie nie była dla mnie atrakcyjna.
Czas egzorcyzmować herbatkę :)
A teraz czas na opowiadania. Bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie "Pogoda dla zduchaczy" Adama Synowca, gdzie wykazał się niezwykłą pomysłowością łącząc delikatne wątki postapo, w konwencji zmian klimatycznych, ze słowiańskimi wierzeniami i biznesem na miliony euro. Nietuzinkowa koncepcja, sprawnie rozegrana fabuła i świat, w który z ciekawością zgłębiałabym nieco dłużej niż te kilka stron opowiadania. Z kolei "Zapach królowej" Martyny Walerowicz to dość wyjątkowe fantasy religijne, przenoszące na Bliski Wschód, do czasów kiedy bogowie byli... bardziej namacalni. Sama wiara, jak i rządy tytułowej królowej, oparte na strukturze pszczelego roju, były fascynująco dopracowane, i aż żal było, że w tekście przedstawiono tylko ich wycinek. Do tego autorka sprytnie przemyciła rozważania dotyczące wolnej woli, a także konsekwencji ponoszonych w jej ramach decyzji. Agnieszka Budzich z kolei w "Zenicie" poruszyła motyw dobrze znany z sf, ale raczej niewykorzystywany w fantasy, a mianowicie gry tak realnej, że do złudzenia przypomina rzeczywistość. Próba wyrwania się z matni czarów robi dość dosadne wrażenie, a stwierdzenie "To tylko gra" jakoś nie pozwala się uspokoić.
Proza zagraniczna prezentuje się równie dobrze. "Szkarłatne skrzydła" opowiadają o tym, co by było gdyby mieszkańcom byłego ZSRR udało się przywrócić "stare, dobre czasy" i jakie byłyby tego konsekwencje dla tej części świata. "Prawdziwe piekło" literacko przenosi nas do czasów, kiedy byliśmy w sanie uwierzyć w przygody Johna Cartera na Marsie. Ich odbioru nie zakłócała wówczas wiedza o niemożności przetrwania tam bez odpowiedniego ekwipunku. Podobnie z Wenus, na która zaprasza nas Joe Haldeman. W jego wizji ta niegościnna planeta jest pełna zarówno śmierci jak i życia, a całość obudziła we mnie dość duży sentyment do tego typu historii. "Taniec ze śmiercią w krainie potakiwaczy" do już dogłębne studium ludzkiej znieczulicy wobec paskudnego wirusa, który rozprzestrzenia się po całych Stanach. Okrutna konkluzja pojawiająca się na sam koniec, podpowiada jeszcze gorszy rozwój wypadków dla ludzi, którym udało się przeżyć, a pozbawili się resztek człowieczeństwa. Niezwykle optymistyczny akcent na sam koniec wakacyjnego już numeru.
Czy tylko mnie się wydaje, czy niektóre grafiki tego numeru są dość upiorne?
Zaskakująco przyjemnie jest poczytać opinie o książkach, które samemu się recenzowało. Choć nie zawsze są to zdanie zbieżne (mnie "Wars i Sawa" jakoś do gustu przypadli), to dobrze odczuć podobieństwo czytelniczych wrażeń. Oczywiście nie obyło się bez uzupełnienia czytelniczej listy na bliżej nieokreśloną przyszłość. Dobrze czytało się też kontynuację _"Nawiedzonego radia"_o szalonych pomysłach na kontakty ze zmarłymi, jakie mieli ludzie z poprzedniej epoki. Ciut o fantastyce w bardziej praktycznym ujęciu można też przeczytać w felietonie Rafała Kosika, który bądź co bądź, nie napawa optymistycznie i nie zachęca do włączania telewizora.
W ogólnym rozrachunku felietony czy artykuły tego numeru wypadają według mnie słabiej w stosunku do fenomenalnych opowiadań, z których dominują oryginalne pomysły i nietuzinkowe koncepty. Szczególnie część prozy polskiej połykałam z niekłamanym zachwytem. Zdaję sobie sprawę z tego, że lato nadchodzi i ciekawych tematów jakby mniej, ale "przeglądówki" to nie wszystko.