W te kilka dni po Świętach Bożego Narodzenia chciałoby się rozpocząć wpis tym tradycyjnym “Święta, święta i po”, ale przejedzony brzuch podpowiada mi, że jeszcze długo nie będzie “po”. Mam nadzieję, że mimo wszystko spędziliście ten czas spokojnie i relaksacyjnie, przedłużając sobie wolne do Nowego Roku, jak udało się to fartownej siostrze Mroza. Ja co prawda pracuję na różnych frontach, ale jakoś specjalnie z tego powodu nie narzekam. Głównie przez poczucie, że jakoś tego czasu zrobiło mi się ciut więcej. Tym samym chciałabym oddać na Wasze ręce ostatnią w tym roku recenzję, która tym samym zniweluje moje fantastyczne zaległości prasowe. #10...
Kontynuacje mają swój urok. Na niektóre premiery czeka się z niemal świąteczną niecierpliwością, uparcie wypatrując choćby znaków w postaci daty czy krótkich fragmentów. W przypadku innych okres wyczekiwania mija niemal niezauważenie, ponieważ apetyt czytelniczy zaostrzają (i w pewien sposób zaspokajają) wydawcy podrzucając grafiki, ilustracje, cytaty, wypowiedzi autorów… Cokolwiek byle by fani wciąż mówili. Niektóre premiery natomiast przechodzą niemal niezauważenie i tylko zbiegi okoliczności i fascynacja własna sprawiają, iż czytelnik je dostrzega. Ja miałam szczęście. O powstaniu kontynuacji książki “Spalić wiedźmę” Magdaleny Kubasiewicz,...
Grudzień w pełni, przygotowania do świąt ruszają pełną parą, a Mróz zamiast siedzieć i lepić uszka, przerzuca kolejne strony i chłonie wszystko, co nie jest wypocinami początkujących autorów. Nie zrozumcie mnie źle, wśród tych fantazmatycznych tekstów było kilka naprawdę dobrych opowiadań, ale... Ale nie wszystkie takie były. Człowiek wówczas aż rwał się do czytania czegoś innego. Ba, nawet samą fantastykę trzeba było odstawić na trochę. Ale po krótkim detoksie "Historią pszczół" od Hadynki, poczułam się znacznie lepiej. Dzięki temu teraz zwarta i gotowa mogę zabrać się do zaległej pracy. Choć ciężko nazywać pracą coś, co sprawia mi aż taką f...
Na nadejście grudnia Łódź przygotowała się pięknie. Całonocne opady śniegu wraz z nadejściem poranka zamieniły się w cudnej urody błoto, kałuże i bliżej nieokreślone bure coś, na co pewnie Eskimosi mają własną nazwę. Jedak na jeden wieczór magia białego puchu i zimowego zmierzchu sprawiła, że w powietrzu byłam w stanie poczuć nadchodzące święta. Trochę niknącego opadu atmosferycznego stworzyło więcej klimatu, niż najpiękniejsze ozdoby w marketach i najbardziej bożonarodzeniowe reklamy, pojawiające się w telewizji już w listopadzie. Lubię gwiazdkowe nawiązania, ale z wyczuciem, którego marketingowcom zdaje się brakować. Z kolei w przypadku fan...