Blog

Poranek w dzień wolny od pracy zarobkowej działa na mnie niezwykle motywująco. Okazuje się, że nagle na wszystko jest czas. Na niespieszne wypicie kawy i zrobienie pożywnego śniadania. Na nastawienie prania i umycie naczyń zalegających w zlewie. Koci żwirek niemal sam się wymienia i ani się obejrzę, a kwiatki są już podlane. Magia. Wypełniona poczuciem dobrze spełnionego obowiązku z niemałą przyjemnością zasiadam przed klawiaturę, pozbawiona tej odurzającej chęci odmóżdżenia się i wykasowania wszystkich ludzkich problemów, o jakich usłyszałam w pracy. Dzień wolny, nieważne jak pochmurny, deszczowy, zimny czy ponury, napawa mnie optymizmem. Do...

Muszę przyznać, że mimo popularności "Metra", a także wszelkich trupochodzących wizji dnia jutrzejszego, nie jestem fanką postapokaliptycznej stylistyki książek czy filmów. Ogólnie nie mogę pojąć, w którym momencie rozwój świata poszedł nie tak jak trzeba, iż zamiast wieszczyć nowe technologie pomagające w eksploracji kosmosu, spodziewamy się niemal rychłej zagłady ludzkości. Co z tego, że fantaści i członkowie fandomu znają sposoby na przetrwanie niemal każdej możliwej apokalipsy. Nieco to depresyjne, że patrząc w gwiazdy nie widzimy przestrzeni pełnej eksploracyjnych przygód, a zagrożenie, któremu prędzej czy później przyjdzie nam stawić cz...

Bardzo dawno temu, kiedy byłam początkującą fantastką nałogowo odwiedzającą bibliotekę, bo rzadko mogłam sobie pozwolić na kupno książek, z masochistyczną niemal przyjemnością odwiedzałam jedną z kieleckich księgarni. Z internetem różnie wtedy bywało, więc stanowiło to dla mnie najpewniejszy sposób sprawdzenia jakie to nowości pojawiły się na rynku i czego ewentualnie można szukać po wypożyczalniach (lub truć panie bibliotekarki). Pewnego, bliżej nieokreślonego dnia, w owej księgarni przy półce z jedynym słusznym interesującym mnie gatunkiem, znalazła się skrzyneczka z gazetami za złotówkę. Zgromadzone w niej numery były stare, by nie rzec wi...