To jeden z tych tekstów, które zbyt długo czekały na swoją kolej. Najpierw z własnego gapiostwa nie mogłam się dostać w łapki papierowego wydania. Oczywiście mogłam przeczytać wersję elektroniczną, ale mój fetysz papierowy był chyba silniejszy. Potem z pośpiechu zostawiłam magazyn w aptece by koniec końców stwierdzić, że potrzebuję napisać coś innego. Trzeba przyznać, że recenzją "Siły niższej" po prostu chciałam się z Wami podzielić, tak można się dzielić czymś niewyobrażalnie smacznym. Dziś jednak mam dla Was coś równie dobrego, bo w końcu udało mi się na spokojnie zasiąść do pisania (oczywiście gdzieś między praniem, a pieczeniem karczku). Co prawda odrobina zmęczenia po całym tygodniu mnie już nieco ogarnia, ale coś tam się jeszcze wyskrobię.
Podziwiajcie zdjęcia pierwszy raz nie robione mydelniczką.
[]()
Dziewiąty numer
Smokopolitana
już na wstępie zmusił mnie intensywnie do myślenia. Dlaczego? Ponieważ cała rzesza fanów fantastyki myśli lub myślała o pisaniu powieści, zaistnieniu w fandomie dzięki swojej twórczości. Autorka niniejszych słów nie jest od tego wyjątkiem. Jako dowód mogę zaprezentować skrupulatnie zapisane zeszyty, grafiki do bestiariusza czy własną mapę świata. Przyznaję się bez bicia, choć ostatnio ponad tworzenie prozy, przekładam pisanie jako takie. I jedno czy dwa zdania ze wstępniaka mną nieco wstrząsnęły. Początkujących pisarzy znam mniej lub bardziej. Mają swoje nagrody, jako takie możliwości. O recenzentach wspominać nie będę, ponieważ wystarczy w wejść na któregokolwiek bloga i recenzji znajdzie się na pęczki. A felietoniści? Publicyści? Istoty piszące cudownie cięte, inteligentne teksty? Pochowały się jak czy co? O fantastyce można mnóstwo pisać, co udowadniał sam Umberto Eco. Więc czemu tak mało ludzi do tego ciągnie? Ot tak pozostawiam to pytanie do zastanowienia.
Ponieważ motywem przewodnim sierpniowego
Smokopolitna
są mistrzowie polskiej fantastyki, na dzień doby dostajemy rozmowy z Andrzejem Sapkowskim - twórcą Wiedźmina - i Piotrem W. Cholewą - tłumaczem i uznanym członkiem fandomu. O ile wywiad z ASem wydał mi się taki sam jak wszystkie poprzednie. O tyle przybliżenie postaci PWCa było dla mnie zdecydowanie ciekawsze. Choć może to wynikać z tego, że zamiast interesować się ludźmi, zwykłam siedzieć z nosem w książkach. Za to z kolejnymi tekstami mam delikatny problem. Niczym obuchem przez głowę zostałam porażona znawstwem tematu, merytoryką i profesjonalizmem wszystkich trzech autorek - Beaty Atłas-Leśniewicz, Katarzyny Koćmy i Aleksandry Miaskowskiej. Naprawdę dawno czegoś takiego nie czytałam i naprawdę należy się paniom uznanie. W czym widzę mały szkopuł? W przystępności językowej. Jedynie tekst o czarnej fantastyce czytało mi się zwyczajnie przyjemnie. Przy poprzednich prawdopodobnie przeszkodził mi w tym brak znajomości opisanych powieści, ale też nie poczułam jakiejś specjalnej motywacji do ich przeczytania.
Trzeba przyznać, że w tym numerze Smokopolitan ma wyjątkowo zacne grafiki.
Dwa pierwsze opowiadania - "Zagubiona owieczka" i "Czaruś" - zostały nadesłane na konkurs "Wpis w słowiańskim bestiariuszu" organizowanym przez
Smokopolitan
, zajmując kolejno pierwsze i drugie miejsce. I muszę przyznać, że "Owieczka" spodobała mi się niesamowicie. Sam tekst był może prosty, ale w żadnym wypadku nie prostacki, ponadto ujmujący nieco baśniową konwencją i dość nieoczekiwanym zakończeniem. Z kolei "Czaruś" zachwycił mnie pomysłem, połączeniem współczesności i dawnych wierzeń, a także powstawaniem nowych, dość niesamowitych bóstw. Jedyne do czego bym się przyczepiła to do faktu, że sam tekst dzieli się wyraźnie na kilka części, niestety niczym nie rozdzielonych, co zdecydowanie ułatwiłoby jego czytanie. "Trojańczycy" Marianny Szygoń przenoszą czytelnika w przyszłość na odległą kolonię Ziemian. Oczywiście po raz kolejny możemy przekonać się jak nieuchronna zagłada zmienia ludzi w bardzo bezwzględne istoty. Problematyka utworu może nie jest niczym nowym, ale całość czyta się naprawdę dobrze. Z kolei "Wywołanie duchów" Aliette de Bodard jest przejmujące, niezwykłe, zaskakujące i niesamowicie wciągające. Inność, kosmiczne odosobnienie i niebezpieczna profesja jaką trudni się główna bohaterka sprawiają, że od tekstu nie da się oderwać i czyta się niemal z zapartym tchem. Dopiero koniec pozwala głębiej odetchnąć.
Potem nadeszła strona, która niezwykle mnie zaskoczyła, a wraz z nią ciąg dalszy "Okaz cyklonu", sprawiający, że chyba nie doczekam się końca tej historii. Gdzieś ponoć istnieje wydana całość, ale dogrzebać się teraz do tego może być trudno. Jednakowoż chyba zacznę szukać. Z kolei rozmowy, nawet te nie kontrolowane z potencjalnymi laureatami Zajdla ucieszyły mnie o tyle, że mogłam lepiej poznać tych ludzi, choć jak zwykle to mało. Pokutuję brakiem śmiałości. Przez tekst o posthumanizmie i płci kulturowej niestety nie przebrnęłam. To chyba nie jest mój ulubiony temat z zakresu fantastyki. Natomiast relację z tegorocznego Pyrkonu przeczytałam z przyjemnością. W przypadku tak wielkiej imprezy, koncepcja współautorstwa, gdzie każdy z autorów zapoznał się z wybraną jej częścią, wydaje się być jedyną słuszną. Co do recenzji, to zawsze lubię skonfrontować swoje zdanie, nie zawsze zbieżne, z opiniami innych ludzi. Choć dyskutantka ze mnie kiepska, bo nie lubię się sprzeczać. Nie mniej zawsze cieszy mnie moment, gdy okazuje się, iż myślałam podobnie.
Odrobina samouwielbienia i cała strona (prawdopodobnie) dla Mroza.
Trzeba przyznać to szczerze: nie jestem zadowolona. Głównie z siebie. Z faktu, że tak późno wzięłam się za czytanie sierpniowego (!) Smokopolitana przez co niektóre teksty zdążyły się już nieco zdezaktualizować. Jednak jest to tylko i wyłącznie moja wina. Gapa ze mnie i tyle. Sam magazyn nieustannie mnie zaskakuje (z tą stroną to żeście poszaleli) zarówno poziomem tekstów jak i merytoryką. Część publicystyczna tego numeru na pewno robiła wrażenie, choć przyznaję, że opowiadania czytało mi się dużo przyjemniej. Nie mniej jednak numer jest wart pochylenia się nad nim. A obserwowanie pisma od początku jego działalności i postępów jakie poczyniło, nieodmiennie mnie cieszy.