Wydawało się, że zima w końcu rozwinęła swe skrzydła sypiąc w nas raz po raz śniegiem i strasząc mrozem, by niezwykle szybko je zwinąć i zaszyć się w pochmurnym cieniu tej bliżej nieokreślonej pory roku. Mnie mniej jednak jest to też okres, w którym ludzie intensywnie zwracają na Mróz uwagę, jakobym miała odpowiadać za wszelkie ujemne załamania pogody. Swój legendarny lapsusownik nazwiskowy udało mi się też zaopatrzyć w nowe przekręcenie mojego rodowego miana. Może jest ono mniej leksykalne, a bardziej skojarzeniowe, aczkolwiek nikt mnie do tej pory panią Zimą nie nazwał. Mimo wszystko nieco chłodniejsza aura zdaje się sprzyjać mojemu pisaniu. Jakiś czas temu udało mi się zamieścić dawno nie widzianą na blogu recenzję książki, a i mój tajemniczy projekt nabiera konkretnych kształtów. Tym samym stwierdziłam, że mogę sobie pozwolić przygotowanie recenzji najnowszego numeru
Nowej Fantastyki
.
Zeszyty, książki, notatki, kubeczki... Na biurku Mróz dużo się dzieje.
__
[]()
Na początek mamy nieco mało optymistyczny w wydźwięku wstępniak Jerzego Rzymowskiego “Ekonomia uczciwości”. Aczkolwiek trudno, by był bardziej radosny, skoro do wszelkich zmian, szczególnie tych najbardziej wzniosłych, potrzeba najpierw by człowiek zaczął od siebie. W innym przypadku, jako rasa, dalej będziemy wypaczać nawet najszlachetniejsze idee. Za raz na następnej stronie mamy tekst Joanny Kułakowskiej i Łukasza M. Wiśniewskiego, opowiadający o planowanej serialowej adaptacji książki “Modyfikowany węgiel” Richarda Morgana. O ile trudno jest rzec coś o samym serialu, o tyle autorzy dokonują cudownej analizy powieści wraz z opisem trudności, jakie niesie ze sobą zmiana medium opowieści. Ponadto sprawnie napisany tekst wydaje się być doskonałą zachętą do zapoznania się ze wspomnianą powieścią.
Kolejny artykuł autorstwa Andrzeja Kaczmarczyka (który powoli wyrasta na mojego ulubionego redaktora
Nowej Fantastyki
) opowiada o historii największego systemu do gier RPG - Dungeons and Dragons. Bo grać to jedno, a wiedzieć skąd, po co, na co i dlaczego to drugie. Co prawda całość została przedstawiona w niemal telegraficznym skrócie, ale na tyle zajmująco, że osoba głębiej zainteresowana dostanie kopniaka motywacji by poszperć dalej. Reszcie natomiast w zupełności wystarczy to, co zostało opisane w
Nowej Fantastyce
. Jednakowoż najbardziej ucieszył mnie tekst Radosława Pistuli o bohaterskim królu Wakandy, który walczy ze złem pod pseudonimem Black Panther. Oczywiście sam artykuł został zainspirowany nadchodzącą premierą kolejnego filmu z MCU, nie mniej jednak dobrze zapoznać się z genezą herosa jeszcze przed seansem. Tym bardziej, że producenci coraz częściej sięgają po te mniej popularne postaci, rzadko znane komukolwiek więcej poza zagorzałymi fanami komiksów.
Dział z prozą polską otwiera opowiadanie “Ciemność” Michała Ochnika i muszę przyznać, że podczas lektury tej konkretnej historii poczułam się mocno zaskoczona. Kiedy akacja znalazła się w mieście krasnoludów pełnych awersji do ludzi za czystki, jakich dokonali na powierzchni, spodziewałam się rozbudowanych walk pomiędzy tymi dwoma rasami. Autor sprawił jednak, że cały ten wątek stanowił jedynie tło, dodatek do głównej osi fabuły, gdzie postacią dominującą uczynił nie zawziętą wojowniczkę, ale keldę Irnę - opiekunkę i przywódczynię miasta. I to właśnie ona stawia czoła niebezpieczeństwu, które czai się w jednym ze starych górniczych korytarzy. Ale znów, nie jak moglibyśmy się spodziewać, z toporem i okrzykiem bojowym na ustach, ale z przemyślanym planem, determinacją i strachem w sercu. Jednak zmiana tego typu nie odbija się negatywnie na odbiorze opowieści a wręcz przeciwnie, fascynuje i pochłania bez reszty. Tym samym historia ta jest jedną z większych zalet lutowego numeru
Nowej Fantastyki
. Drugi tekst “Z latopisów Białej Ziemi” Jakuba Juszyńskiego, należy już do tych bardziej specyficznych opowiadań, głównie ze względu na język, jaki autor postanowił spreparować na potrzeby historii. I trzeba przyznać, że udało mu się stworzyć specyficzny klimat swojskiej-obcości, ponieważ słowa podświadomie odbieramy jako znane, a jednak trzeba solidnie się wczytać, żeby zrozumieć ich głębszy sens. Jest to historia, która wymaga skupienia od czytelnika, nie tylko ze względu na specyficzny język, ale i zawiłości fabularne, które dopiero pod koniec stają się jednością. “Z Latopisów..” to zdecydowanie tekst wymagający, ale nie powiedziałabym, że przez to nieciekawy.
To nic ponad brednie i oszczerstwa. Krasnoludzkie kobiety wcale bród nie mają.
__
Dział z prozą zagraniczną rozpoczyna opowiadanie S. R. Masters “Spacer po pustyni”. Ten niepokojący utwór łączy ze sobą grozę niepewności i sentyment do gier retro i ich pikselowej grafiki. Nostalgia i budowane stopniowo napięcie nie pozwalają przewidzieć jak historia się potoczy. Nie mniej finał, po serii pozornie nic nieznaczących wydarzeń, naprawdę emocjonuje i wywołuje dreszczyk grozy. Dalej mamy tekst “Zawsze w cenie” Noami Novik, bliżej znanej polskim czytlenikom z cyklu Temeraire (alternatywnej wersji Europy, gdzie smoki są integralną częścią armii). I muszę przyznać, że ta krótka ale niezwykle barwna historia skradła moje serce przy pomocy humoru i nietuzinkowego pomysłu. Bo cóż może być pasjonującego w życiu pośredników w handlu nieruchomościami? Wystarczy tylko urozmaicić im życie podrzucając nieco bardziej fantastycznych klientów ze specyficznymi wymaganiami. Jeśli do tego doliczymy lekki język autorki, otrzymamy naprawdę przyjemną komedyjkę, przy której miło spędzi się czas. Ostatnim opowiadaniem zamykającym część z prozą w
Nowej Fantastyce
jest “Złączeni na wieczność” Joe Haldemana. I tu trudno mi się wypowiedzieć. Tekst był bardzo dobry, pomysłowy, doskonale przemyślany i wbrew pozorom rzeczowy, ale chyba nie trafił w moim przypadku na podatny grunt. Albo zwyczajniej opowiadanie okazało się nie być w moim stylu.
Marek Starosta w swoim przyszłościowym felietonie opowiada o Sophie - sztucznej inteligencji, która otrzymała obywatelstwo Arabii Saudyjskiej. Pomijając już fakt, że doskonale symuluje ona rozmowę z człowiekiem organicznym, to trochę zaskakujące, że przyznano jej prawa w kraju, w którym kobiety mogą legalnie prowadzić auto dopiero od dwóch lat. No cóż, ale czegóż się nie robi dla reklamy i szeroko pojętego PRu. Dalej z kolei mamy dawno nie widziany w
Nowej Fantastyce
felieton Petera Wattsa z uaktualnionym zdjęciem. Szczerze, nie wiem jak wyglądały jego poprzednie tekst, ale ten, poza wstępem związanym z planami autora, bardziej przypominał mi fragment jakiegoś opowiadania. Nie mniej bardzo ciekawego. Jednakowoż chyba najbardziej wartościowym artykułem był dla mnie ten autorstwa Tomasza Kołodziejczaka. Podzielam jego problemy z opiniowaniem antologii i brak możliwości przeczytania wszystkich dobrych opowiadań, jakie ukazały się w danym roku. Tym bardziej cieszy mnie zamieszczona na końcu tekstu ściągawka ze zbiorami, które warto przeczytać.
Bilety były diablo drogie, ale poszłabym, gdyby nie fakt, że do Gdyni mi nieco nie po drodze.
__
O ile zwykle staram się nie pisać o recenzjach zamieszczonych poszczególnych magazynach, o tyle teraz nie mogłam sobie tego odmówić. Ponieważ Tomasz Przyłucki był na śpiewającym Wiedźminie i bardzo mu tego zazdroszczę. O musicalu przygotowywanym przez Teatr Muzyczny w Gdyni było swego czasu bardzo głośno, a bilety na spektakl wyprzedawały się praktycznie na pniu. Bo o ile śpiewającego Jaskra każdy z nas jakoś sobie wyobrażał, o tyle muzykalny Geralt wydawał się pewnego rodzaju kuriozum. Tym bardziej po przeczytaniu recenzji mam wielką nadzieję, że wyruszą ze spektaklem w tournée po całej Polsce, zahaczając przy okazji o Łódź albo chociaż Warszawę, bym również miała okazję go zobaczyć.
Lutowa _
Nowa Fantastyka
_w ogólnym rozrachunku wypada bardzo przyjemnie. Całość czyta się z niesłabnącym zainteresowaniem i fascynacją, szczególnie kiedy człowiek dostaje do ręki naprawdę dobry kawałek publicystyki. Opowiadania jak zwykle trzymają solidny poziom i tylko w wyniku gustów własnych odnotowuję drobne niesnaski. Niemniej jednak jak co miesiąc dostajemy naprawdę solidny magazyn, na który bezapelacyjnie warto wydać tę dychę.