Blog

Każdy z nas lubi wygrywać. Czy chodzi o podwórkowe wyścigi czy teleturniej emitowany na całą Polskę. Dzięki temu w łatwy, prosty i przyjemny sposób możemy zdobyć nie tylko rzeczy, znajdujące się poza naszym zasięgiem, ale też szacunek i uznanie innych. Wygrane pozwalają nam poczuć się wyjątkowo, wyróżniają nas spośród przegranych i ludzi nie znajdujących w sobie dość woli na podjęcie próby. Zwycięscy są obiektami powszechnej zazdrości, nie tylko z uwagi na prestiż wygranej, ale i odwagę, z którą postanowili coś zaryzykować.

Najprościej byłoby powiedzieć, że nigdy nic nie wygrałam, do czasu tego cudownego grudnia zeszłego roku. To niezmier...

Piszę odkąd pamiętam. Za nim jeszcze na dobre poznałam literki i nauczyłam się poprawnie je składać. Jednym z moich największych skarbów jest kilka kartek z bloku rysunkowego, poznaczonych krzywymi liniami i pokracznymi rysunkami - książka, którą sama "wydałam". Historia stworzona drukowanymi literkami z czasów, kiedy wydawało mi się, że lepiej pisać "s" w odwrotną stronę. Opowieść ta nosi całkiem solidny tytuł "Przygody Oli" i zaczyna się od bardzo dramatycznej eksmisji głównej bohaterki z jej domu. Tytułowa Ola musi teraz wyruszyć na poszukiwanie nowego miejsca dla siebie. Po drodze poznaje dobre zwierzęta, chcące jej pomóc. Doskonale pa...

No i stało się. Wpadłam jak śliwka w kompot. A wszystko to przez istotę z ciekawymi rozkminami i jej czytelniczy blog. Hadynka, po otrzymaniu nominacji do Liebster Blog Award, postanowiła przekazać ją światu dalej, zaczynając od Bogu ducha winnej autorki tych słów. A jakże. O ile odpowiedzi na pytania i wymyślenie własnych nie sprawiłoby mi problemu, o tyle nominacja kolejnych 11 blogerów już tak. Długo wahałam się, czy w ogóle brać w tym udział, do póki nie zobaczyłam stosownego wpisu u Beaty P. z Miros de Carti, którą sama pewnie bym nominowała, gdyby Hadynka mnie nie ubiegła. Dlatego też postanowiłam pójść za jej przykładem i nie rozpr...

Był taki okres w moim życiu, przypadający mniej więcej na czas pomiędzy gimnazjum a technikiem farmacji, kiedy zdarzało mi się popełniać wiersze. Gdzieś w odmętach domowej komody, pod starymi pamiętnikami, leży zagrzebany zeszyt, w którym, z maniakalną dbałością o szczegóły, zapisywałam te najlepsze teksty, pretendując do miana poetki. Kilka z nich zostało nawet wydanych, a stosowne książeczki kurzą się na półkach. Pamiętam jeszcze, jak pod wpływem mojej rodzicielki, musiałam się nimi chwalić bliższej i dalszej rodzinie. Ba nawet Internet o tym jeszcze nie zapomniał... Ale to było dawno i nieprawda. To, wraz z innymi elementami mojej przeszło...

Przyłapałam się na tym, że już kilka razy, opisując jakąś książkę/komiks/film, użyłam pojęcia "steampunk" w ogóle nie wyjaśniając z czym to się je, ani o co chodzi. A przecież to nie tylko puste hasło na określenie nurtu w kulturze popularnej. To też sposób na życie i specyficzny stan umysłu ludzi, którzy nie boją się myśleć "co by było gdyby?". Moje pierwsze świadome zetknięcie się z steampunkiem, a zarazem okres największej fascynacji gatunkiem, przypada na drugi rok studiów. Wówczas to jednym z moich współlokatorów był Sweety Metal (który pewnie zabije mnie za tę ksywkę) - posiadacz najbardziej szczenięco-proszącego spojrzenia na świecie...

Polski pisarz nie ma lekko. Szczególnie kiedy obserwuje kariery swoich kolegów po fachu z zachodu, którzy urastają do rangi celebrytów, otoczonych zwykle wianuszkiem wielbicieli. U nas na podobną sympatię mogą liczyć co najwyżej gwiazdy popularnych seriali czy programów telewizyjnych, niekoniecznie związanych z kulturą. Jakby tego było mało, zagraniczni autorzy bardzo często goszczą na listach najlepiej zarabiających ludzi na świecie, kiedy polscy zazwyczaj posiadają swoją "drugą" pracę. Z czegoś przecież trzeba się utrzymać. Nie oznacza to, że nasi twórcy są gorsi. Jako miłośniczka fantastyki, nie raz mam wrażenie, że ten czy tamten autor, g...