Awsome mix vol 1, czyli słów kilka o muzyce

Kiedy Marvel Enterprises zdecydowało się przygotować film o mało znanych (w porównaniu do Iron Mana czy Kapitana Ameryki) super bohaterach, pewnie wielu zastanawiało się kto na to pójdzie i czy produkcja w ogóle się zwróci. Jednak "Guardians of the Galaxy" okazali się być kasowym sukcesem, przyciągając do kin tłumy fanów, niektórych nawet po kilka razy, zarabiając tym samym dla swoich twórców grube miliony. Czyja to zasługa i co sprawiło, że ekranizacja przygód tak mało popularnych herosów, zawładnęła sercami rzeszy fanów na całym świecie? Oczywiście można wychwalać zalety scenariusza, niesamowite efekty specjalne, doborowy casting i wiele, wiele innych, ponieważ film sprawia wiele przyjemności podczas oglądania i nawet ja jako Mróz, w dwa tygodnie po wizycie w kinie, chciałam go zobaczyć jeszcze raz. Jednak muzyka tej superprodukcji jest czymś absolutnie fenomenalnym przez co stała się jej charakterystycznym i niezwykle rozpoznawalnym elementem. Już w kilka godzin po premierze fani z całego świata, zaczęli tworzyć playlisty odwzorowujące kasetę Petera Quilla. Zaprezentowane na niej kawałki zyskały drugą młodość, a mnie jako Mroza skłoniły do ułożenia własnej listy piosenek, które umieściłabym na moim zestawieniu "Awsome mix vol 1"

image

Urodziłam się w czasach, w których królowały kasety, a posiadanie własnego walkmana było czymś niesamowitym, dlatego też potrafię docenić takie drobiazgi

__

[]()

"Edge of something" - Jamie Cullum

Pierwszy raz jego płyta wpadła mi w ręce, gdy przeczesywałam półki w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej w Kielcach. Zbór muzyki był wówczas jeszcze dość ubogi, a ja przesłuchałam już wszystkie rockowe kawałki, które były tam dostępne. Wówczas zaintrygował mnie album "Twentysomething", ponieważ byłam akurat w zbliżonym wieku. Otwarta na nowe wrażenia, odsłuchałam piosenki i zakochałam się w jego miękkim, nieco chłopięcym głosie i w ekspresji z jaką śpiewa. W jego muzyce jest coś, co pozwala czuć się swobodnie, czuć się sobą. Dlaczego akurat ta piosenka? Ponieważ śpiewa o wydarzeniu, które zaprowadziło go na krawędź, ale zamiast skoczyć, on działa. Może tracić głowę i spadać, ale wciąż będzie działał. Co przy niezwykle energetyzującej melodii sprawia, że czuje się ochotę do działania. Mnie utwór ten zwyczajnie dodaje skrzydeł.

"Niebo do wynajęcia" - Robert Kasprzycki

Jak zwykle to bywa, na takie kawałki trafia się przypadkiem. Gdzieś się usłyszy fragment, który przyczepi się na stałe, a potem człowiek chodzi i musi poznać resztę inaczej zwariuje. Co tu urzekło? Znowu miękki, męski głos i cudowna trąbka, ale przede wszystkim tekst. Zadurzyłam się w wizji "nieba do wynajęcia", poszukiwaniu własnego miejsca, dopóki nie odkryje się, że tu i teraz jest nam całkiem dobrze.

"I wish I was a punk rocker" - Sandi Thom

Nie wiem gdzie i w jakich okolicznościach ją usłyszałam. Jedyne co ewidentnie mogę o niej powiedzieć to fakt, że niezmiennie kojarzy mi się z kolegą z liceum (pozdrowienia dla Kozy) i z czasem, kiedy faktycznie byłam nieco "punk rocker". Pomijając całą rzeszę wspomnień, które się z nią wiążą, nie można przemilczeć faktu, że wokalistka ma niesamowity, mocny głos, a wiek nagrania może sugerować, że nie został komputerowo "oczyszczony". Do tego w zasadzie śpiewa bez podkładu muzycznego, jedynie do rytmu wybijanego na tamburynie, przeplatanego z głębokim dźwiękiem bębna, dzięki czemu otrzymujemy piosenkę z duszą, jakiej ze świecą szukać w dzisiejszych czasach.

"Pod kątem ostrym" - Stare Dobre Małżeńswto

Skoro już zaczęłam wspominać liceum, zwyczajnie nie mogę przemilczeć tego zespołu, którego w tamtym okresie słuchałam wręcz nałogowo. Poezja śpiewana miała wówczas dla mnie niesamowity wręcz urok. Mogłabym wymienić tu całą rzeszę piosenek począwszy od klasycznych "Bieszczadzkich aniołów", przez "Zbieg okoliczności łagodzący" aż do "Bluesa o czwartej nad ranem", jednak to były utwory, które pasowały do starej mnie i choć wciąż mam do nich niebywały sentyment już prawie ich nie słucham. Za to "Pod kątem ostrym" idealnie wpasowało się w moje, rozdwojone pomiędzy Łódź i Kielce, życie. Kiedy wracam do miejsca, którym mnie kochają i tęsknią za mną, czuję jak dusze bliskich mi ludzi śpiewają "Dobrze, że wróciłaś..."

"Counting stars - One Republic

W moim szalonym zestawieniu nie mogło zabraknąć tej piosenki z jednej zasadniczej przyczyny: pokazał mi ją mój drogi Khal i choć wiem, że jemu już się osłuchała, ja zadurzyłam się w niej trochę tak jak w nim samym. Mogłabym na tym poprzestać, ponieważ uważam to za dostateczny powód nie wymagający głębszego wyjaśnienia, jednak nie można przemilczeć jej energetyzującej melodii, sprawiającej, że chce się żyć. Jest coś w niej co podrywa z kanapy i zmusza do choćby nieudolnego nucenia w takt muzyki. Coś co raduje się życiem i zaraża tą radością słuchaczy.

"Pasla" - Percival

Ta piosenka jest dla mnie symbolem wszystkich konwentów na jakich byłam do tej pory i na jakie jeszcze pojadę. Wszystko dlatego, że miałam przyjemność być na koncercie Percivala na moim pierwszym zjeździe miłośników szeroko pojętej fantastyki, przez co utwory tego zespołu nierozerwalnie złączyły się w mojej głowie z klimatem tych spotkań i naprawdę niesamowitych ludzi. Jakby tego było mało, ta piosenka jest cudownie inna od tego, co zazwyczaj słyszy się w radiu, pozwalając na chwilę zapomnieć, gdzie tak naprawdę się jest.

"Evolution" - Korn

Zdaję sobie sprawę, że po tym zestawieniu tego nie widać, ale naprawdę lubię ostrzejszą muzykę, z wyraźnym, gitarowym brzmieniem i zachrypniętymi głosami wokalistów. Jest to ten rodzaj utworów, które słyszy się nie tylko uszami, lecz całym ciałem, z sercem bijącym z perkusją w zgodnym rytmie. Dzieł tego typu jest jednak zbyt wiele, by pomieścić je w jednym zestawieniu, a ja chciałabym pokazać cały przekrój i różnorodność mojej wersji "Niesamowitej składanki", dlatego symbolicznie wrzucam tu piosenkę Kornu. Dlaczego akurat tę? Zasłużyła sobie ze względu na tematykę jaką porusza.

Nie, to nie wszystko. To absolutnie nie wszystko. Można by powiedzieć, że to raptem jedna strona kasety, jednak zdałam sobie sprawę, że gdybym teraz opisała wszystko, wpis urósłby do nieprawdopodobnych rozmiarów i wątpię, czy dotrwalibyście do końca, przesłuchując przy tym wszystkie piosenki. Znakiem tych czasów jest pewna niecierpliwość, i w niektórych przypadkach autor musi dopasować się do czytelnika, dlatego pozwolę sobie teraz zakończyć, zastrzegając, że kiedyś wrócę do tego tematu, jeśli Wam się spodobam

Poprzedni Następny