O fantastyce militarnej, czyli recenzja Smokopolitan nr 5

Stabilne życie osobisto-zawodowe sprzyja nadrabianiu zaległości. Mimo że majowy numer magazynu "Smokopolitan" nabyłam za raz po jego premierze, to jednak gorący czas życiowo-przeprowadzkowy nieco opóźnił jego przeczytanie, a potem i napisanie mojej skromnej opinii. O zaległościach pozycji obowiązkowo recenzenckich nie wspominając. Fakt, pod względem terminowym obsuwa to nie mała, ale skoro szóstego numeru jeszcze na horyzoncie nie widać, czuję się poniekąd rozgrzeszona i śpieszę swój błąd naprawić. Tak o to nadszedł ten spokojny dzień, w którym, posiłkując się magazynem dla przypomnienia, mogę co nieco o gazetce opowiedzieć (jak tak dalej pójdzie, to może i opowiadaniach nominowanych do Zajdla napiszę, mimo że nagroda już dawno temu przyznana).

image

I znów to epicko-kucykowe zdjęcie :) Tylko dla Waszych oczu :)
[]()

Pierwsze artykuły już zwyczajowo odnoszą się do tematu numeru. Na początek wraz z Michałem Szymańskim przebrniemy przez historię "mechanicznych olbrzymów", co na pewno ucieszy wszystkich fanów mechów (i nie tylko). Następnie Bartek Biedrzycki opowiada o historii radzieckiego programu orbitalnego. Muszę przyznać, że od pomysłów towarzyszy ze wschodu nieraz włos mi się zjeżył w trakcie czytania. Jednak dalej, moim zdaniem, jest zdecydowanie jeszcze lepiej. Kilka praktycznych i bardzo obrazowo przedstawionych informacji o broni czarnoprochowej, można wyczytać z tekstu Tomasza Wolskiego, więc jeśli chcielibyście, żeby Wasi bohaterowie (lub gracze) się nią posługiwali, zobaczcie jak tym samym utrudnić im życie. Dla mnie szczególnie bliskim był artykuł dotyczący łucznictwa tradycyjnego w Polsce (kiedyś strzelało się z łuku, co prawda sportowego, ale zawsze coś!). A na koniec tego działu, największe personalne zaskoczenie numer - opis Polskiej Ligii Walk Rycerskich, będącej swoistą przygrywką do rozgrywek międzynarodowych, w których Polacy odnosili już sukcesy. W trakcie czytania nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że chętniej obejrzałabym coś takiego, niż kolejny mecz piłki kopanej, ale widać mam mało komercyjne gusta.

W części poświęconej opowiadaniom Adam Jarmuła wyróżnił się humorem w tekście "Wczoraj będzie egzamin", zgrabnie balansując na granicy niedorzeczności i absurdu. Natomiast Marcin Moń w "Drugim mieście" sprawnie zatarł tę cienką linię, jaka oddziela rzeczywistość od ułudy, że czytelnik naprawdę zaczyna się zastanawiać, czy naprawdę istnieje jakieś "drugie miasto". A Majka to Majka, prezentuje fanom trzecią część "Oka cyklonu". Niestety, kończącego dział drabble fanką nie jestem, choć podziwiam kunszt zamknięcia pełnej historii w raptem stu słowach. Jednak raptem stronkę dalej znajdziemy naprawdę zacny tekst dotyczący życia i twórczości Umberto Eco który, mimo że sam nie pisał, to wielkim znawcą fantastyki był. Samo "wspomnienie" natomiast zachęciło mnie do głębszego poznania biografii autora "Imienia Róży" oraz jego prac dotyczących fantastyki i kultury masowej.

Nieco współczując książek do recenzji, szybciutko przejdę do bardziej ogólnej części czasopisma, gdzie czeka nas między innymi dyskusją pomiędzy Ophelią a Simonem Zackiem o nieśmiertelnym serialu Firefly. Autorzy opowiadają o produkcji z punku widzenia wieloletniego fana oraz zupełnego "świeżaka", który dopiero co zakochał się w przygodach szczwanych przemytników. Tym samym dostarczają kolejnych argumentów pozwalających zadurzyć się w tej historii (o ile już tego nie zrobiliście). Dalej mamy naprawdę świetny tekst Karoliny Łukasik o literackim rodzeństwie Harry'ego Pottera. Fenomen "chłopca, który przeżył" pociągnął za sobą powstanie wielu książek opierających się na podobnym schemacie: magicznego wybrańca i tajemniczej szkoły magii, ale tylko nielicznym twórcom udało się stworzyć coś nowego, co autorka felietonu celnie wypunktowała.

Na zakończenie naszej czytelniczej przygody z piątym "Smoko" czeka nas druga część artykułu o wykorzystywaniu baśniowych motywów we współczesnej popkulturze, a także krótkie spojrzenia na uniwersum "Warhammera 40k". Dla zapalonych początkujących pisarzy, pragnących wydać swoją powieść w numerze znajdzie się przystępny poradnik autorstwa Simona Zacka dotyczący "samowydawnia". I, jeśli mam być szczera, zapewne pozwoli on uniknąć wielu debiutantom niepotrzebnych nerwów i straty pieniędzy. Na sam koniec, jako swoistą wisienkę na torcie, zostawiłam sobie felieton "O poznawaniu gatunków" Piotra Górskiego, gdzie pomysłodawca tekstu stara się odpowiedzieć na pytania, dlaczego tak mało u nas utworów stricte podchodzących pod fantasy, i dlaczego wszystko musimy racjonalizować. Artykuł sam w sobie jest bardzo krótki (jak na moje gusta), ale niezwykle rzeczowy, stanowiąc swoisty zastrzyk informacji, motywujący do własnych przemyśleń.

I jakby na to nie patrzeć, kolejne "Smokopolitan" znów wypada dobrze. Zarówno od strony merytorycznej jak i wizualnej. Może mogłabym się przyczepić do okładki, gdzie jedynym "smoczym" elementem jest pistolet (?) trzymany przez wróżkę z oddziału "Zębuszek", ale to tylko dlatego, że moje prywatne gusta zawsze łakną więcej smoków. Jednak jakby na to nie patrzeć, jest to dobrze zainwestowane dziesięć złotych, co, przy obecnej częstotliwości wychodzenia pisma, daje jakiś śmieszny wydatek w skali miesiąc. Co prawda wersja elektroniczna jest darmowa, ale nie zapominajmy, że by wychodzić, magazyn potrzebuje wsparcia fanów. Wysupłanie dziesięciu złotówek raz na cztery miesiące, by mieć własną, zacnie prezentująca się papierową wersję magazynu, wydaje mi się naprawdę niewielkim kosztem, w stosunku do jakości, jaka prezentują nam redaktorzy "Smoko"

Poprzedni Następny