Są takie słowa, wyrażenia czy frazy, które każdy z nas chce usłyszeć. "Jutro wolne", "Dostajesz podwyżkę", "Zaliczone" czy "Baza wirusów programu Avast została zaktualizowana". Nie mniej wśród nich najważniejsze jest to wyznanie uczucia, którego święto będziemy obchodzić już za kilka dni. Amerykańskie filmy próbują nam udowodnić, że dużo łatwiej jest pójść z kimś do łóżka niż wypowiedzieć te trzy szczególne słowa (a ja o dziwo momentami patrząc na świat jestem w stanie się z nimi zgodzić), część ludzi zaś uważa je za tak wyświechtane i nadużywane, że nie warte powtarzania (i w tym znajduje się nuta prawdy). Na szczęście wszelkiego rodzaju fani, geecy i nerdy, zaleźli swój własny sposób na obejście tych problematycznych kwestii. Ponieważ oni znają cytaty, słowa klucze będące niczym zaklęcia, frazy kodu, który dla zwyczajnych śmiertelników nic nie znaczy. I właśnie o tym będzie dzisiejszy wpis. Zapraszam na subiektywny przegląd najlepszych wyznań miłości, jakie możecie usłyszeć od swojego geeka.
Wpis zawiera całą masę fabularnych spoilerów bez których nie dałoby się go stworzyć. Jeśli czujesz się urażony, bo nie znałeś takiej klasyki to się wstydź, a nie marudź.
__
[]()
Chorego chłopca odwiedza dziadek i zaczyna czytać mu swoją ulubioną książkę z dzieciństwa. Mimo początkowej niechęci, wnuk szybko wciąga się w historię mimo, że zawiera coś, czego chłopcy w jego wieku bardzo nie lubią - całowanie. "Is that a kissing-book" rozbrzmiewa za raz na początku ich rozmowy. Oczywiście, że nie, zaprzecza dziadek, wymieniając całą masę przygód jakie mogą zainteresować chłopca. Dzieciak nie ma pojęcia, jak bardzo w tym momencie przepadł. Książką tą jest "Narzeczona dla księcia" - powieść tak schematyczna, prosta i bajecznie nieprawdopodobna, że aż piękna, a film o tym samym tytule mimo oczywistych wad, zachwyca i łapie za serce. Bo jak tu nie dać porwać się historii o prawdziwej miłości. Dziś także lubimy takie "baśnie", tylko że tych współczesnych, dzieciom już byśmy nie czytali. Cała historia "Narzeczonej" opiera się na czystej i niespotykanej miłości pięknej Buttercup i dzielnego Westley'a, oraz licznych przeciwnościach, jakie stają na drodze do ich szczęścia. Mimo rozdzielenia na wiele lat i maski na twarzy ukochanego, dziewczyna rozpoznaje go dzięki jednej frazie. Trzem słowom, które dawniej lekceważyła, jako zwyczajową odpowiedź parobka, do czasu gdy:
>>(...) she was amazed to discover that when he was saying 'As you wish', what he meant was 'I love you'. And even more amazing was the day she realized she truly loved him back.<<
Czy niechęć do bohatera, skrzętnie budowana przez autora przez sześć tomów sagi, może runąć w trakcie jednego rozdziału? Czy antypatię milionów czytelników, można zmienić jednym słowem? Czy jedna historia może wszystko zmienić? Może. Fani Harry'ego Pottera wiedzą o tym aż za dobrze. Należę do tego pokolenia czytelników, które dorastało wraz z małym czarodziejem. Wówczas wszyscy baliśmy się dementorów, płakaliśmy po śmierci Syriusza i cieszyliśmy się z każdego zwycięstwa Harry'ego. I jak jeden mąż wszyscy nie znosiliśmy Snape'a - niesamowicie antypatycznego nauczyciela eliksirów. Przez sześć tomów sagi, razem z Chłopcem, Który Przeżył, podejrzewaliśmy Severusa o każdą możliwą niegodziwość. Wiedzieliśmy lepiej, że nie wolno mu ufać, mimo mądrości starszych i bardziej doświadczonych czarodziei. Byliśmy przekonani, że oszukał wszystkich, tylko nie nas. Czarę goryczy przelała śmierć Dumbledre'a i fakt mianowania Snape'a nowym dyrektorem Hogwartu. Och, jakiż słuszny gniew nas wówczas przepełniał. A wszystko to do czasu jednego, krótkiego rozdziału z tomu siódmego. Historii, po której cały świat potteromaniaków w jednej chwili pokochał tego byłego Śmierciożercę. A wszystko przez krótką opowieść o jego nieszczęśliwej miłości do Lily Evans - przyszłej matki Harry'ego.
Dawno temu, w odległej galaktyce, żyła sobie pewna księżniczka. Jeszcze nie wiedziała, że za jakiś czas stanie się jedną z przyszywanych córek Disneya, a wśród swoich "sióstr" będzie miała wciąż rozprawiające o miłości Śnieżkę czy Kopciuszka. Ona tymczasem przewodziła rebelii, całowała się z własnym bratem i zakochała się w łobuzie, który strzela pierwszy. Jakby nie patrzeć, tym wszystkim wyróżniła się na tle innych "księżniczek", szczególnie, że nie czekała na księcia z bajki. To, że wolała przemytnika to już inna sprawa. Chociaż jakby na to nie patrzeć, ona też do najspokojniejszych istot nie należała. Sprzątanie, śpiew i przyjaźń ze zwierzątkami raczej nie były jej domeną. Strzelanie z blasterów to już co innego. Za ładną buzię nie zostaje się przecież generałem. Najważniejsze jednak, że ich związek przetrwał na swój specyficzny sposób. Widząc ich po latach w "Przebudzeniu mocy" wciąż było czuć, że mimo czasu i odległości ona go wciąż kocha. A on to wie. To jego butne "I know" miało być niczym innym jak tylko pokazem siły i niezależności, a stało się kiepską próbą ukrycia uczucia, które zaczęło kiełkować w dość niezwykłych okolicznościach. Ale przecież taki twardziel się nie przyzna, nie powie, nie użyje słów w jego słowniku zakazanych. My jednak wiemy lepiej, co chciał przez to powiedzieć.
Był sobie pewien dobrze funkcjonujący socjopata, który rozgryzał każdego przy pomocy jednego spojrzenia. I był w tym naprawdę świetny, mimo skłonności do używek i to tych bardziej nielegalnych. A potem pojawiła się ona, kobieta-zagadka stojąca po przeciwnej stronie prawa. Niewiasta, której spryt i przebiegłość dorównywały tylko jej urodzie. I ta ciągła niepewność. Była z nim czy przeciwko niemu? Do końca grała we własną grę i wierzyła, że uda jej się go wykorzystać. Miała jednak jedną słabość, jedną tajemnicę i to jej właśnie powierzyła całe swoje bezpieczeństwo. Nie sądziła, że ktoś odgadnie, co kryje jej dusza. Była przecież w tym świetna. No cóż. Nie trzeba było zadzierać z największym umysłem naszych czasów. Socjopata wygrał, wydedukował cztery litery, które stały się jej zgubą. Musiała uciekać, a on po raz pierwszy nie nie cieszył się z rozwiązania zagadki. Przysięgał sobie zerwać z nią kontakt, ale nie potrafił. Była złoczyńcą a on... Jego w pokrętny sposób można by nazwać stróżem prawa. To nie miało prawa się udać. A może jednak? Któż miałby znaleźć na to sposób, jak nie genialny detektyw! Gdyby tylko jeszcze fani nie planowali mu związku z najlepszym przyjacielem...
Pierwsze prawo alchemii znane każdemu fanowi mangi i anime. Znaczy nie mniej ni więcej jak to, że nie można otrzymać czegoś, nie poświęcając innej rzeczy o równej wartości. Brzmi nieco niepokojąco, a śledząc losy braci Erlic'ów można nabrać pewności, że prędzej czy później nie będzie to prowadzić do niczego dobrego. Czy coś, przez co straciło się rękę, nogę i ciało brata może być czymś pozytywnym? Pamiętajcie, że wszystko zależy od kontekstu. Bo jakich słów może użyć facet, który zna tylko walkę i alchemię? Jak powiedzieć kobiecie, którą zna się niemal od zawsze, że chce się z nią być na zawsze? Nic nie było tak trudne. Ani pierwsza transmutacja człowieka, ani powrót do spalonego domu, ani walka z humunculusami. Nawet spotkanie z bogiem czy inną istotą spoza bytu wydawało się łatwiejsze od tego. Może dlatego wykrzyczana w ostatniej chwili prośba o wymianę swojej połowy życia za połowę życia ukochanej wydała się tak nieporadnie słodka? A może to niesamowite zrozumienie Winry, pozwalające ogarnąć istotę Eda sprawiło, że pierwsze prawo alchemii stało się czymś więcej.
Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o mojej ulubionej historii. Słowa słowami, ale czasem najlepiej przemawiają czyny. A czy można w bardziej dosadny sposób wyznać partnerce uczucie niż przez wspólne obalenie bóstwa albo dwóch? Nie inaczej było z Humą i Gwyneth. Nie przypominam sobie, żeby w całej książce choć raz któreś z nich wyznało temu drugiemu uczucia. W sumie nie dziwota, skoro Huma niemal do końca nie wiedział, że jego ukochana jest smokiem. Ale z drugiej strony uczucie rycerza było tak silne, że pozwoliło mu oprzeć się wdziękom Królowej Ciemności, Takhisis. A, uwierzcie mi, w historii Krynnu niejeden ulegał jej mrocznym acz niezwykle ponętnym kształtom. Bogini wszak się nie odmawia. A Huma to zrobił. Pominę już, że obje z Gwyneth odrzucili wspólne szczęście, jakie oferowała im Takhisis na rzecz większego dobra, bo wkraczamy tu na grząski grunt wyższej szlachetności. Najważniejsze że razem, wspólnie pokonali największe zło w dziejach ich świata. Nie wiesz jak powiedzieć jej, co czujesz? Zabierz ją na wojnę i wspólnie pokonajcie jakąś boginię. Na pewno to zrozumie.
Walentynki już za pasem, więc jeśli pragniecie wyznać komuś uczucia, a nie macie swojego pomysłu, możecie skorzystać z moich, nietuzinkowych propozycji. Albo znaleźć własne. Świat filmów i książek jest pełen słów, które mogą zastąpić te trudne i wyświechtane trzy. Znacie je? Macie swoje propozycje? A może chcecie podzielić się nimi w komentarzu? Niech obudzi się w Was duch geeka-romantyka i zagnieździ w sercu krzycząc "It's my spot!", bo przecież tam jest jego miejsce.